Przymykam delikatnie powieki. Przygryzam dolną wargę. Próbuję
nabrać powietrza, jednak coś mnie blokuje. Ból, który powoli mnie niszczył.
Jedna, słona łza spływa po moim bladym policzku. Myślami błądzę nadaremnie i
próbuję odkryć, dlaczego to właśnie ja? Bezczynnie sączę włoską latte. Ściskam
mocno kubek i staram sobie wmówić, że zapomnę. Gdyby to było takie proste do
cholery – warknęłam, przez zaciśnięte, czerwone wargi. Upijam jeden łyk, a
ciepło rozchodzi się po moim organizmie, tak jakby miało zaleczyć moje zranione
serce. Poczuć tę samą chęć
życia, co wcześniej. Odgarniam lekko kosmyki moich ciemnych blond włosów.
Wypuszczam powoli powietrze, a do moich oczu napływają kolejne łzy.
Każda droga jest łatwiejsza. Gdy widzisz to, co dobre jest. A co jeśli
ktoś perfidnie wykorzystał tę cholerną słabość ludzką i postanowił wystawić go
na próbę? Przez lata szukałam prawidłowej drogi, aby przejść przez te wszystkie
przeszkody. Co jeśli ja tak nie potrafię? Jestem słaba – kolejne dwa słowa
wypłynęły z moich ust.
Widzę twoją roześmianą twarz. Piękne, błękitne oczy, jak lazuryt.
Pomagałaś mi. Zawsze. Jak byłam małą dziewczynką to właśnie ty, nauczyłaś mnie
jak funkcjonować w tym niesprawiedliwym świecie. Tuliłaś mnie mocno do swojej
piersi i przysięgałaś, że nigdy mnie nie opuścisz. Dlaczego skłamałaś? Mówiłaś
swojej małej córeczce, że bezgranicznie ją kochasz. Nigdy miałaś mnie nie
wypuszczać ze swoich ramion. Miałaś być dla mnie przykładem, podporą i matką,
której tak cholernie mi teraz brakuje. Dałaś mi skrzydła, abym mogła wznieść
się. Spełniać swoje marzenia. Stać się silna, niezależna. Jednak te pióra
zaczęły się powoli niszczyć i teraz mam ochotę nigdy już nie wznieść się w powietrze.
Byłam ptakiem, który miał dążyć do realizacji swoich marzeń. On stracił chęć
życia, a z jego skrzydeł zostały tylko pojedyncze strzępki białego puchu.
Zapomniałam już, czemu było już źle. Zapomniałam o wszystkich pustych
słowach. Nasłuchałam się już
wielu kłamstw. W jednej minucie mojego życia poczułam, jakby czas stanął w
miejscu. Wskazówki zegara zatrzymały się. Kompletna cisza. Tak, jakby wszystko
zamarło. Zbliżał się. Człowiek, który miał wydać ostateczny wyrok. Czekałam na
cud. Pragnęłam ujrzeć choć jedną iskierkę szczęścia. Uchylił usta. Poziom
adrenaliny znacznie wzrósł w moim organizmie. Ścisnęłam mocno rękę Dawida.
Kropelki potu pojawiły się na moim czole. Lekarz zdjął okulary, po czym zakrył
swoją zmęczoną twarz w dłonie. Oparł się bezwładnie o ścianę. Mój oddech stał
się nierównomierny. Ciało zaczęło pracować na zupełnie innych, wyższych
obrotach, a w oczach pojawiły się drobne łzy.
-
Straciliśmy ją.
***
No to napisałam prolog. Szkoda, że sezon się skończył. Teraz trzeba niecierpliwe czekać 8 miesięcy. Życzę miłego czytania. Zapraszam również na inne blogi :)